Wiosenne perturbacje w Państwie Jagiellońskim

Jakub Seweryn
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 1:3
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 1:3 Bartek Syta / Polskapresse
Piękny, wspaniały, fantastyczny… taki właśnie był niedzielny mecz Jagiellonii Białystok na wyjeździe z Legią Warszawa. Taki ma też być ten blog, którego ‘otwarcie’ wypada w najlepszym możliwym momencie. „Żółto-czerwony świat”, czyli przede wszystkim białostocka Jagiellonia, po części też Hiszpania i Katalonia, ale i luźne futbolowe przemyślenia. Startujemy.

Przed meczem przy Łazienkowskiej w Jagiellonii działo się sporo. O przepychankach z Podlaskim ZPN związanych z rejestracją nowych graczy Jagi [WIĘCEJ ] obiecuję napisać w oddzielnym tekście poświęconym temu wspaniałemu stowarzyszeniu. To jednak nie była jedyna kwestia, z którą musieli zmagać się osoby związane z klubem przed meczem z mistrzem Polski.

Kibice

Na kilka dni przed meczem ktoś wymyślił sobie, żeby w obawie przed powtórką wydarzeń sprzed roku (mecz Legia – Jagiellonia został przerwany przez starcia chuliganów obu drużyn) jednak zamknąć sektor gości na Stadionie Wojska Polskiego. Była cała przerwa zimowa, był okres, gdy trzeba było przygotować i złożyć wniosek o pozwolenie na organizację imprezy masowej, ale dopiero na pięć dni przed meczem, gdy kibice Jagi zdążyli zebrać 500 chętnych na wyjazd do stolicy, jakieś mądre głowy zaczęły się zastanawiać, że może by im to uniemożliwić. Chyba jednak nawet one nie spodziewały się, że jeszcze przed podjęciem decyzji wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski poda tę informację do publicznej wiadomości.

Rozpoczęły się przepychanki, bo choć wniosek formalnie był autorstwa wiceprezesa Ekstraklasy SA Marcina Animuckiego, to miał on zostać poparty przez prezesa Legii Warszawa, Bogusława Leśnodorskiego. „Mam na to świadków” – twierdził wojewoda Kozłowski, gdy żyjący w zgodzie z najzagorzalszymi kibicami Legii Leśnodorski zaprzeczał tej informacji. Co jasne, sympatykom warszawskiej drużyny wcale nie spodobał się pomysł zablokowania przyjazdu zorganizowanej grupy kibiców z Białegostoku.

Fakt faktem, to wyciek tej wiadomości do mediów spowodował, że ‘cały misterny plan’ się nie powiódł. W rzeczywistości w tym momencie powieść się już nie mógł, bowiem ostatecznie nie znaleziono strony, która by ten wniosek oficjalnie poparła. Jakże inaczej mogłoby to wyglądać, gdyby wojewoda, jak to nie raz miał w zwyczaju, nagle i ku zaskoczeniu ‘wszystkich’ ogłosił, że mecz odbędzie się bez udziału kibiców gości.

Sprawa ostatecznie rozeszła się po kościach. Legia w osobie prezesa Leśnodorskiego zaprosiła sympatyków Jagi do siebie, wojewoda uznał, że nie ma powodu do zamykania sektora gości, a Ekstraklasa SA w oficjalnym komunikacie napisała tylko, że „chciała pobudzić do działania wszystkie organy dbające o zabezpieczenie tego meczu”. Tak, na pewno…

Albo wojewoda Kozłowski, albo prezes Leśnodorski mija się z prawdą. To fakt, biorąc pod uwagę, że stanowiska obu panów w sprawie poparcia przez Legię wniosku są sprzeczne. Mnie osobiście nie chce się wierzyć, żeby Ekstraklasa SA w osobie wiceprezesa Animuckiego tak z własnej woli wyskoczyła z wnioskiem o zamknięcie sektora gości. To po prostu nielogiczne w przypadku organizacji, która zazwyczaj krytykowała tego typu orzeczenia wojewodów. Kto kłamał albo nie mówił całej prawdy? Każdy z Was może wydedukować, kto w tej sprawie miał zdecydowanie więcej do stracenia i z tego, co wiem, w Białymstoku po kontakcie ze świadkami spotkania na linii Kozłowski-Leśnodorski też dobrze zdają sobie z tego sprawę.

Casus Piątkowskiego

Żeby problemów z kibicami i podlaskim związkiem było mało, to przed tym meczem pojawił się jeszcze zgrzyt w samej drużynie Michała Probierza. Na dwa dni przed spotkaniem wieloma osobami wstrząsnęła wiadomość o tym, że szkoleniowiec Jagi nie bierze do Warszawy lidera klasyfikacji strzelców Ekstraklasy, Mateusza Piątkowskiego, któremu w czerwcu wygasa kontrakt z klubem z Białegostoku.

Po pierwsze, nie jest prawdą informacja, jakoby ktokolwiek chciał wymusić odejście napastnika Jagiellonii do klubu, do którego on sam nie chciałby się przenosić. Metalist Charków? Nic z tych rzeczy. Jeśli mi nie wierzycie, to pomyślcie, po co Piątkowski w takim razie miałby być brany na oba obozy przygotowawcze zespołu. To nie była decyzja nikogo z zarządu Jagi, lecz tylko i wyłącznie trenera Michała Probierza, który argumentował ją kwestiami sportowymi. A czym była ona tak naprawdę spowodowana?

Piątkowski już zimą chciał odejść z Jagiellonii, ale problem pojawiał się wtedy, gdy do klubu przychodziły oferty za najlepszego strzelca żółto-czerwonych. Dupy one nikomu w Jagiellonii nie urywały. Była propozycja z czerwonej latarni niemieckiej 2. Bundesligi Erzgebirge Aue, było zainteresowanie klubu ze Szwajcarii, ale gdy wychodziło na to, że jest to równowartość zajęcia jednej-dwóch lokat wyżej na koniec sezonu T-Mobile Ekstraklasy, prezes Jagiellonii Cezary Kulesza uznał, że sprzedaż Piątkowskiego z klubowego punktu widzenia nie ma żadnego sensu.

Samemu napastnikowi to jednak się nie podobało. Tym bardziej, że ostatniego dnia okna transferowego w Anglii, gdy Jagiellonia w tym czasie przebywała w Turcji, do klubu wpłynęła oferta z jednego z klubów angielskiej Championship. Kto wie, czy teraz właśnie tam Piątkowski nie kontynuował swojej kariery, gdyby nie fakt, że… nie miał swojego menedżera. Czasu na zrealizowanie transferu było niewiele, a wokół lidera klasyfikacji strzelców naszej ligi kręciło się wiele różnych osób, które próbowały ugrać coś dla siebie z tej transakcji.

Temat upadł, okno się zamknęło, a sam piłkarz, który znany jest z tego, że nigdy nie kryje swoich emocji, był z tego powodu mocno niezadowolony. Podejście samego piłkarza z kolei nie spodobało się trenerowi Probierzowi, który już na zgrupowaniu w Turcji podjął decyzję o odstawieniu Piątkowskiego od wyjściowej jedenastki budowanego przez siebie zespołu. Po tym, jak doświadczony napastnik występował w ostatnich sparingach przed ligą głównie z zawodnikami szerokiego składu i juniorami, można było się spodziewać, że zabraknie dla niego miejsca w drużynie na inauguracyjny mecz z Legią.

Tak w rzeczywistości się stało, a pewne zwycięstwo przy Łazienkowskiej wytrąciło argumenty z ręki Piątkowskiego, który w tygodniu na ‘życzenie’ prezesa Kuleszy miał okazję spotkać się z trenerem Probierzem i w rozmowie w cztery oczy wyjaśnić sobie wszystkie nieporozumienia. Od razu też znalazło się dla niego miejsce w kadrze na sobotni mecz ze Śląskiem Wrocław, choć na razie musi zadowolić się ławką rezerwowych, co akurat jest bardzo logiczne, biorąc pod uwagę ostatni występ drużyny w stolicy.

Mimo wszystko, postawa napastnika Jagiellonii jest trudna do wytłumaczenia. Sam piłkarz przyznaje, że w piłkę nie gra dla pieniędzy, gdyż jego rodzina jest w posiadaniu sporej wielkości gospodarstwa rolnego. Co więcej, propozycje z zachodnich klubów były pod względem finansowym tylko nieznacznie lepsze od kontraktu, który były gracz Dolcanu Ząbki ma obecnie w Białymstoku. To nie był przypadek Daniego Quintany, któremu Arabowie zaoferowali prawdziwy kontrakt życia, który może ustawić Hiszpana na koniec piłkarskiej kariery.

Piątkowski zostanie w Jagiellonii do końca sezonu, po czym zostanie wolnym zawodnikiem. Przed nim samym okazja do wywalczenia korony króla strzelców, która zapewne sprawiłaby, że otrzymałby propozycje zdecydowanie lepsze od tych styczniowych. Grając w Białymstoku ma wciąż wiele do zyskania. Szkoda tylko, że on sam nie bardzo zdaje sobie z tego sprawę.

Obserwuj

@KubaSeweryn

Jagiellonia Białystok

@JagielloniaNews

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gol24.pl Gol 24